Planować, czy nie planować?

Wielu ludzi planuje każdy swój krok. Każdy dzień wpisuje w ramy konkretnych działań w jakimś kierunku. Weryfikuje cele, sprawdza postępy.

Z drugiej strony pewnie równie wielu ludzi żyje w myśl powiedzenia "Jak żeś mnie Panie Boże stworzył tak mnie masz".

Jeśli niczego się nie planuje, to żyje się z dnia na dzień. Nie można nadać swojemu życiu żadnego kierunku. Z wielu punktów widzenia "drepcze się w miejscu". Tak, bywa że dokładnie tego nam najbardziej potrzeba. Czasem trzeba dać sobie samemu święty spokój, ale nie jest to najsensowniejsza droga na większość życia.

Która droga jest lepsza?

Problem też jest z "bezwładnością". Z jednej strony, kiedy już jest się w kieracie planowania i realizacji, ciężko się z niego wyrwać. Mając w pamięci najbardziej efektywne okresy w życiu, będziemy mieli podświadome odczucie traconego czasu. Z drugiej strony, kiedy już się wyrwiemy i damy sobie spokój, trudno określić kiedy już pora wrócić z powrotem. 

Myślę, że prawdziwa mądrość nie leży w tym aby nie planować, ale w otwartości. Z jednej strony planować i konsekwentnie działać w jakimś kierunku, ale z drugiej nie przywiązywać się sztywno do swoich planów. Bo to rodzi zawód i zniechęcenie. Mądrość też w tym, aby zawsze starać się obiektywnie oceniać to, co dostaje się od życia. Rzadko bywa że to, co od niego dostajemy jest DOKŁADNIE tym, czego chcemy lub tym do czego dążyliśmy, ale to NIE ZNACZY, że automatycznie jest gorsze. Paradoksalnie, czasem może okazać się wręcz dużo lepsze. Ale żeby obiektywnie ocenić, nie możemy się nastawiać. Trzeba być otwartym.

Jedno jest pewne: Da się pogodzić życie "w rytmie serca" z planowaniem, konsekwencją i świadomym podążaniem w jakimś kierunku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz