Hejt i krytyka

Hejt i krytyka

Ostatnio coraz bardziej zaciera się granica między krytyką a hejtem. W imię wolności wypowiedzi, jakakolwiek krytyka nazywana jest hejtem. A przecież granica istnieje i zawsze istniała, więc może warto ją sobie uświadomić. Oczywiście to moja opinia.

Hejt nakierowany jest na osobę


Hejt bazuje na negatywnych odczuciach w stosunku do osoby. Nie szuka się żadnej prawdy ani o człowieku, ani o faktach, bo nie o prawdę tu chodzi. Hejt jest destruktywny. Ma na celu zniszczenie osoby. Odebranie jej poczucia własnej wartości. Pokazanie bezwzględnej wyższości hejtującego nad hejtowanym. Hejt często posługuje się protekcjonalnym tonem. Patrzy z góry, z pozycji "tego mądrzejszego", "tego światlejszego", tego który WIE".

Krytyka skupia się na przejawach, na działaniach, a nie na osobie


Wszyscy jesteśmy ludźmi i nie zawsze to, co mówimy lub piszemy, jest głęboko przemyślane i oparte na wiedzy zweryfikowanej doświadczeniem. Możemy i mamy pełne prawo nie wiedzieć wszystkiego, mylić się, być dopiero w trakcie poznawania jakiegoś zjawiska. Mamy też prawo do własnej opinii, własnego zdania. Krytyka nie odbiera osobie krytykowanej prawa do szacunku. Wcale nie zdarza się często, że ludzie świadomie chcą nas oszukać czy choćby wprowadzić w błąd. Raczej przedstawiają własny punkt widzenia. I nawet jeśli w pierwszej chwili może wydawać się nam absurdalny - niemal zawsze zasługuje na sprawdzenie.

Prawdziwa krytyka nie przyjmuje postawy, że "ja oto mam tę prawdę pełną i jedynie słuszną - a ty na pewno się mylisz". Prawdziwa krytyka jest zawsze otwarta, bo szuka się prawdy a nie sposobu na pognębienie drugiej osoby, czy dowiedzenia swojej racji. To nie zawody w to "kto ma rację". Tym bardziej, że prawda ma zwyczaj leżeć gdzieś pomiędzy różnymi skrajnymi opiniami i osądami.

Prawdziwa krytyka szuka też punktów wspólnych. Rzadko jest tak, że ktoś naprawdę reprezentuje kompletnie przeciwny punkt widzenia do naszego. Zwykle to nie przeciwieństwo, a tylko odmienność. Czasem tych rzeczywistych rozbieżności jest naprawdę niewiele.

Krytyka jest budująca. Chodzi w niej raczej o wzbogacenie czyjegoś punktu widzenia, a nie o zanegowanie. Osobiście lubię się mylić, bo dla mnie każdy rozwój zaczyna się od słów: "myliłem się, to nie jest tak". Lubię rozwój, a sytuacja kiedy po prostu ma się rację, nie tylko w niczym nie rozwija, ale jeszcze prowadzi do bzdurnego przekonania o własnej nieomylności.

Wreszcie krytyka nie mówi czy że coś jest głupie bez sensu itd... Przedstawia argumenty, może wytykać słabe strony jakiegoś poglądu czy opinii. Coś może być głupie, czy bez sensu. Ale to wniosek do którego powinien dojść sam krytykowany pod wpływem logicznych argumentów a nie narzucona opinia. Jeśli nie dojdzie... no cóż... jego problem. Możemy komuś pokazać drogę, ale ten ktoś sam musi się zdecydować, czy chce nią pójść.

Krytykować czy nie krytykować?

Że hejtować nie warto - to truizm. Pytanie jednak co z krytyką?

Warto, wręcz trzeba.

Coraz częściej spotykam postawę pod hasłem "nie oceniaj, nie krytykuj". Reklamuje się to, jako współczesną postawę tolerancji i zrozumienia. Nie oceniasz więc jesteś taki "cool", "trendy". Czy na pewno?

Myślę, że to bardzo zła postawa. To propagowanie bierności, tumiwisizmu i ignorancji. To postawa przez którą mówimy, że mamy "gdzieś" drugiego człowieka. Nie obchodzi nas co robi i jakie konsekwencje mogą przynieść jego słowa czy działania. 

To też droga zakłamania. Wyrzekamy się czegoś, co jest naszą naturalną cechą i czego nie da się z nas wyrugować. Oceniamy cały czas, zarówno siebie jak innych. Jednak oceniać i krytykować trzeba umieć - a zatem cały czas trzeba się tego uczyć... Jak oceniać właściwie, z wyczuciem i poprawką na to, że nie wiemy wszystkiego, że my sami nie jesteśmy idealni. Uczyć tak samo jak całe życie "uczymy się żyć".

Tylko oceniając wiemy co jest dobre a co złe. Co korzystne, a co może przynieść negatywne rezultaty w przyszłości. 

Nie znaczy to, że mamy jakiekolwiek prawo wtrącać się w cudze życie i kogoś "prostować". Nie. Nawet będąc z kimś w stałym związku nie mamy takiego prawa. Mamy natomiast pełne prawo pokazywać negatywne skutki czyichś opinii czy decyzji. Choćby po to aby przestrzec innych. Myślę, że odcięcie się od oceny, to tak samo jakbyśmy dali przyzwolenie. Jakbyśmy powiedzieli "to jest w porządku".

Nie żyjemy na pustyni i naprawdę rzadko się zdarza, aby efekty naszych działań miały wpływ wyłącznie na nas samych. Dla przykładu, jeśli ktoś ekstremalnie się odchudza - można powiedzieć, że to jego życie, jego zdrowie i nam nic do tego. W takim postawieniu sprawy jest oczywista racja, w końcu jesteśmy wolnymi ludźmi. Inna rzecz, czy z takim samym spokojem i tolerancją patrzyli byśmy na takie samo zachowanie u ukochanej osoby i anonimowego internauty?  
 
Jeśli jednak, nie zachowuje tego tylko dla siebie, wynosi na forum i propaguje - automatycznie przestaje to być tylko jego sprawa. Wtedy mamy prawo ocenić, być przeciwko. Jeśli mamy dzieci, które chłoną ze świata różne wzorce (nie zawsze pozytywne), może się okazać, że czyjś przykład doprowadzi do tragedii w naszym własnym domu. Jeśli wszyscy będziemy milczeć, bo przecież "to nie nasza sprawa", to będziemy współwinni tragedii. Nawet jeśli nie u nas to gdzie indziej. Bo milczenie jest znakiem zgody.